23 lis 2015

Katowice. Na ziemi i pod ziemią

Nie wiadomo, czy je wymyślił, ale wiadomo, że pocztówki te wykonywał je rozprowadzał Max Steckel. Składały się z dwóch części - w górnej umieszczone było zdjęcie raz dworca kolejowego, innym razem katowickich ulic albo ważnych obiektów. A na dole było zdjęcie wykonane w kopalni. Niestety, o ile nazwy ulic i obiektów są opisane, to kopalnie nie. Podpisy zawierają tylko ogólne uwagi typu "wydobywanie węgla" itp. I nie są to rysunki ani fotomontaże, ale autentyczne zdjęcia. Steckel wykonywał je przy świetle elektrycznym i magnezjowym. Sam skonstruował lampę błyskową za pomocą której robił zdjęcia w kopalniach. Zresztą jego główne dzieło to album "Czarne diamenty" wydany po polsku i niemiecku. Zawarł w nim zdjęcia podziemi kopalni, maszyn i osiedli robotniczych.

Stary dworzec był już drugim dworcem w mieście. Gdy 3 października 1846 r. do Katowic wjechał pierwszy pociąg, dworzec był parterowym budynkiem przypominającym wiejską chatę z dwuspadowym dachem. Nowy, który umieszczono na zdjęciu, postawiono w 1859 r. i był jednopiętrowym budynkiem z wyższymi skrzydłami bocznymi. Nad głównym wejściem znajdował się zegar, a w środku restauracja gdzie w 1869 r. goszczono króla Prus Wilhelma I. Ze względu na coraz większą popularność podróżowania koleją, budynek powiększano i przebudowywano. Na dworcu zawsze coś się działo. 18 stycznia 1932 r. zatrzymał się tam pociąg ekspresowy którym przez Wiedeń do Palestyny podróżował cadyk Alter z Góry Kalwarii. Na dworcu zebrał się tłum Żydów by ujrzeć swego cudotwórcę. Cadyk, rozczulony serdecznym przyjęciem i dowodami sympatii, rozdawał wszystkim po groszu... na szczęście. Wzmożony napór tłumu uniemożliwiał odjazd pociągu i zmusił policję do zaprowadzenia porządku. Swą podróż do Palestyny cadyk odbywał w wynajętej za 1500 dolarów salonce w towarzystwie rodziny i 20-osobowej świty. A 13 czerwca 1938 r. z Krakowa przybyły na dworzec święte szczątki Andrzeja Boboli. Gdy rozległ się głos syren z kolejowych lokomotyw, wagon-kaplica zatrzymał się u wylotu ul. Pocztowej. Orkiestry grały hymn narodowy, do srebrnej trumny zbliżył się biskup Stanisław Adamski, a ludzie padli na kolana. W procesji przeniesiono szczątki świętego do Mariackiego kościoła. Trumnę nieśli kolejarze, zakonnicy, górnicy, rolnicy i mężowie katoliccy. Kazanie wygłosił ks. Emil Szramek, a po nabożeństwie trumna odjechała do Poznania. A niedaleko, w dworcowej poczekalni, znajdował się wywołujący wielkie oburzenie podróżnych automat wydający niemoralne pocztówki. Towarzystwo Księgarni Kolejowych "Ruch" zainstalowało urządzenie które, po wrzuceniu drobnej monety, wydawało kolorowaną kartę pocztową. Choć po obu stronach automatu ułożono za szkłem osiem wzorów kart, kupujący nigdy nie wiedział, którą otrzyma. A była tam jedna wyobrażająca kobietę zupełnie rozebraną. Gdy jakiś porządny człowiek taką kartę dostał, to mało, że nie ośmielił się jej wysłać, to jeszcze wypadałoby się zaraz z tego wyspowiadać.

Od jakiegoś czasu przyjął się zwyczaj, że żony górników nie zamykały wieczorem drzwi do mieszkania choć mężowie nie wrócili z szychty. Chodziło o to, by nie potrzebowały zrywać się z pierwszego snu. Zawczasu stawiały na stole kolacje i czekały na chłopów w łóżku. Przyuważył to Jelonek i zakradał się na gotowe. Odmykał cicho drzwi, spożywał wieczerzę i szedł w swoją stronę. Uchodziło mu to płazem, ale za bardzo rozsmakował się w cudzym. Gdy więc jeden mąż wieczorem nie zastał wieczerzy, a także swoich butów i zegarka, zaczęto szukać złodzieja. Jelonka zdybano i bez wieczerzy odstawiono do aresztu. Zaś 27 listopada 1948 r. Żelazne Gody (65. rocznicę ślubu) obchodziło małżeństwo Weidemannów z Wełnowca. Jan Weidemann urodził się w 1852 r., a mając 18 lat rozpoczął pracę w kopalni. Jako górnik przepracował ... 54 lata. W wieku 72 lat cieszył się tak dobrym zdrowiem, że robił jeszcze na kopalni "Wujek" będąc najstarszym górnikiem w Polsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz