2 lut 2016

Podanie o nawiedzonym młynie

O dioble złośliwym i utopku złośliwym, czyli legendy i wierzenia powiatu gliwickiego, Gliwice 2012

W dawnych wiekach, szlak handlowy z Wrocławia do Krakowa biegnąc przez Pyskowice musiał w wielu miejscach pokonywać koryto rzeki Dramy. Najbliższa okolica pozbawiona była wówczas mostów, więc nie była to łatwa przeprawa, zwłaszcza że w czasie deszczów rzeka często występowała ze swego koryta. Dochodziło wtedy do tragicznych utonięć kupców, po których w okolicy rzeki zaczynały się pojawiać dziwne widziadła, które niejednego spokojnego mieszkańca tych okolic doprowadziły do obłędu. Nikt nie znał skutecznego sposobu na pozbycie się nie mogących zaznać spokoju duchów topielców — wszystkie znane ludowe metody zawodziły.
Pewien duch człowieka, który utonął w Dramie, co noc nawiedzał tamtejszy młyn, znajdujący się w połowie drogi między Pyskowicami a Zawadą. Zjawa dzień w dzień po zmierzchu straszyła i nękała gospodarza oraz jego rodzinę. Sprawy zaszły tak daleko, że w obawie przed straszną marą byli oni zmuszeni co wieczór opuszczać swoje domostwo i korzystając z gościnności sąsiada nocować u niego. Pewnego popołudnia zawitał do młyna niespodziewany wędrowiec. Był to młody czeladnik młynarski, który chciał odbyć tu praktykę. Lecz młynarz zmuszony był mu odmówić — nie powodziło mu się najlepiej, pracy też nie miał na tyle, by starczyło jej dla pomocnika. Młynarz zaproponował jednak zmęczonemu i głodnemu przybyszowi posiłek. Po spożyciu jadła chłopak poprosił gospodarza o nocleg na tę jedną noc. Pora była już późna, na dworze zapadł zmierzch, a jego z rana czekała długa i wyczerpująca wędrówka w poszukiwaniu pracy u kolejnych młynarzy. Pan domu opowiedział mu wówczas historię o duchu topielca nawiedzającym co noc młyn. Ta wiadomość nie zniechęciła jednak ani nie przestraszyła czeladnika, więc młynarz ostatecznie zgodził się, choć pełen obaw o młodego wędrowca. Pożegnali się serdecznie z nadzieją, że nazajutrz znowu się spotkają cali i zdrowi i rodzina młynarza udała się na spoczynek do sąsiada. Gdy zapadła noc, chłopak sięgnął po swoje skrzypce i zaczął z wirtuozerią mistrza na nich grać.

Nagle wędrowiec usłyszał przeraźliwy łomot i spostrzegł zbliżającego się do niego ducha, który jednak usiadł w kącie i z zaciekawieniem przyglądał się oraz przysłuchiwał utalentowanemu grajkowi. Unoszące się w pomieszczeniu dźwięki najwyraźniej wywarły ogromne wrażenie na zjawie. Kiedy chłopak przestał grać, duch zapytał, czy teraz on nie mógłby spróbować. Czeladnik zgodził się, ale pod pewnym warunkiem. Przed przystąpieniem do gry, trzeba by opiłować zjawie zbyt długie szpony, które mogłyby zniszczyć struny skrzypiec. Duch przystał na ten warunek bez wahania. Czeladnik włożył więc jego dłoń do imadła, mocno skręcił i zaczął piłować, lecz nie tylko paznokcie, ale również palce topielca. Krzyczał on głośno i przeraźliwie z bólu, jednak na nic się to zdało. Wędrowiec bez litości piłował dalej. Duch nie wytrzymał, zwinnym ruchem wyrwał rękę z imadła i uciekł czym prędzej. Od tego wydarzenia słuch o nim zaginął, a na pamiątkę tego zdarzenia właściciela młyna nazwano Skrzypkiem.